niedziela, 21 września 2014

Iream Rackham Confrontation

Oto moja ostatnia praca:




Podstawka wyrzeźbiona z fimo i spienionego pcv, a zdjęcie zrobione w lightboxie wykonanym z papieru do pieczenia i kartonu.

sobota, 9 sierpnia 2014

kilka mini rzeźb

Oprócz malowania rzeźbie i tutaj mam kilka moich wczesnych prac: urodzinowa konwersja playmobila dla znajomego, który kolekcjonuje playmobile, tak by powstał w ulubionej koszulce i kapeluszu, plus wyrzeźbiony playmobilowy buldog francuski o imieniu Yuki.

To prawdziwa Yuki


A to playmobil:
Zrobiłem też buldoga z marcepanu, ale wiecie...

Tu urodzinowy ołówek dla mojej siostry, która zbiera ołówki i jest fanką pingwinów z madagaskaru, więc połączenie było dość oczywiste:)


Pierwsza figurka z której byłem jako tako zadowolony:)

Również jedna z moich pierwszych figurek, potrzebowałem złego maga do kampanii RPGie i wybór padł na Chaos Sorcerer Lord z Games Workshopu.
Figurkę malowałem po tym, jak przeczytałem o takiej technice, która nazywa się layering, czyli nakładanie rozcieńczonych warstw farby tak, by kolory się trochę przenikały zaczynając od ciemnych potem coraz jaśniejsze pasy, które pokrywają coraz mniejsze powierzchnie. Domyślnie tworzy to iluzje światłocienia.


Pierwsza sci-fi figurka

Jedna z moich wczesnych figurek, Phoenix do gry Infinity, malowana dla kolegi, który chciał dwa kolory, którymi nie potrafiłem się posługiwać: biały i czarny (kto malował figurki wie, że to najtrudniejsze kolory).
Figurka była więc małym laboratorium i malowałem ją kupę czasu, mimo że nie jest efektowna, ale jak na figurkę na stół tzw. tabletop uważam, że wyszła przyzwoicie.

Tu zdjęcie z jej powstawania( prawa ręka jeszcze nie gotowa):
Jak będę miał okazję zrobię mu zdjęcie w akcji.

Reboot bloga

Cześć,
Postanowiłem zrebootować bloga, trochę się zmieniło u mnie więc zmieniam profil blogowy. Będzie cały czas poświęcony mojemu hobby, które od pewnego czasu rozszerzyło się o malowanie figurek i ich rzeźbienie, więc podsumowując będzie to nerdowski stuff oraz trochę teatru z akcentem na impro. Podejrzewam, że stosunek mojego wewnętrznego nerda do wewnętrznego artysty przechyla się na stronę nerda:).  Jak będzie, zobaczymy. A tu zajawka jednej z moich makiet, na której terenie dzielni bohaterowie młócą łotrów.


piątek, 2 września 2011

Tajemnice Szaławiły odkryte!

Wpis poświęcony jest drodze jaką przebyło kilku ludzi, by słowa stały się ciałem.

Jeśli interesuje Cię jak powstaje spektakl "od kuchni" oraz co działo się w zespole Teatru Wolandejskiego z okazji inscenizowania utworu Jana Brzechwy "Przygody Rycerza Szaławiły" to zapraszam do lektury. Postaram się odpowiedzieć na pytania: dlaczego wybraliśmy ten tekst, jak do niego podeszliśmy i jak wyglądała moja praca w tym przedsięwzięciu.

"Kiedy zaczynam prace nad sztuką, na początku mam tylko niejasne, bezkształtne przeczucie, które jest niczym zapach, kolor lub cień. To ono leży u podstaw mojego zawodu, mojej roli, przygotowania do prób. To ono wiążę mnie z daną sztuką."

Tak Peter Brook, opisywał impuls będący początkiem pracy reżysera.  U Piotra Kulczyckiego, reżysera Przygód, to niejasne uczucie szybko przyoblekło się w konkretną postać. Historie rycerza wielu z nas znało z dzieciństwa, ze starej zakurzonej książki z ilustracjami Szancera, czy z winylowej płyty, na której zapisały się głosy znakomitych polskich aktorów, którzy dali postaciom życie. Jednak nie chcieliśmy powielać już wykonanej pracy, mimo warstwy dowcipu i barwnych munchhausenowskich przygód, kierowanych do dzieci, chcieliśmy uwypuklić treści, które mogłyby zaciekawić dojrzałego widza.

W czasach, w których  bajki zawierają to, co chcemy usłyszeć, treść leciutką i przyjemną, która uspokoi nas i zadowoli na czas krótki, w  starych baśniach i bajkach odnajdziemy słowa prawdy. Dowiemy się, o swoich marzeniach i pragnieniach i o tym, że nie zawsze uda nam się je zrealizować. Z dzisiejszych pozycji dla dzieci dowiemy się, że każdy może stać się sławny, wspaniały i że może wygrać każdą walkę jeśli tylko bardzo tego pragnie. Mądrość starych bajarzy polegała na tym, że nie bali się mówić, że to nie prawda.

W Szaławile odnaleźliśmy tęsknotę za naszymi polskimi marzeniami. Bohatera, który walczył na wszystkich polach bitew, pod sztandarami różnych królów i cesarzy. Takich bohaterów mamy bez liku, i zapominamy często, że mamy wiele rzeczy w naszej historii, z których możemy być dumni. O czym mówi nasz Szaławiła? Dobrze podsumował to nasz kolega z teatru Łukasz Jaskuła:
"Rycerz Szaławiła - polski baron Münchhausen - przywołuje nasze najważniejsze pragnienia.
Dążenia i aspiracje o byciu silniejszym, mądrzejszym, szanowanym, lepszym. Często wyśmiewane, są przecież cały czas potrzebą polskiej duszy.
Wciąż się z nimi zmagamy. Siłujemy. Z samymi sobą."
Trzy tygodnie ciężkiej pracy. Kilka prób trwało po kilkanaście godzin. Samej roli zacząłem uczyć się na dwa miesiące przed pierwszą próbą czytaną. Sam proces uczenia się tekstu ma spory wpływ na grę aktorską, postanowiłem się go uczyć tak, jak proponował to Sanford Meisner. Jego technika polega na monosylabicznym czytaniu, bez żadnego akcentowania, rytmu czy wstępnej interpretacji. Czytamy tak długo aż w pełni rozumiemy wszystkie wypowiedzi, a tekst wrośnie w nas jak umiejętność posługiwania się nożem i widelcem.

Pierwsze próby czytane poświęcone były właściwemu rozłożeniu akcentów, tak by logika wypowiedzi nie była przytłumiona rytmem, rymem i układem wiersza. Gdy tekst brzmiał już komunikatywnie przeszliśmy na scenę.

Tam zaczęła się najważniejsza część pracy i najtrudniejsza: jak uczynić ciekawym i żywym tekst, który wydawałoby się, że lepiej nadaje się na słuchowisko, czy po prostu odczytanie. Na szczęście Piotr miał pomysł jak to zrobić. Dobry pomysł. Słowa brzechwy stały się komentarzem, nośnikiem zupełnie nowych znaczeń, które wynikały z działań postaci i sytuacji scenicznej. Samego splotu słów i akcji nie sposób oddać w opisie. Myślę, że jest to najlepszym dowodem na to, że realizacja spektaklu miała sens, że innymi środkami artystycznymi niż te które daje teatr, nie dałoby się wszystkiego opowiedzieć.

Historia składa się z trzech opowieści Szaławiły, podczas pracy nad pierwszą uczyliśmy się jak realizować koncepcje Piotra. Pomysły lały się strumieniami, a nasza kreatywność osiągała zawrotne tempo. Druga zaś była pełnym ukoronowaniem naszych starań. Jest to też moja ulubiona część spektaklu. Romantyczna historia miłości rycerza i nieustępliwego dążenia do celu. Praca nad nią była dla mnie dużym przeżyciem i przypomniała mi czym jest teatr w moim życiu. Dlaczego warto grać, nie tylko dla publiczności, ale i dla samego siebie. Tworzenie trzeciej opowieści polegało głównie na szukaniu wspólnego motywu ostatniej historii, który pomógłby nam stworzyć spójną wizję.
  
Kiedyś nie byłbym w stanie zagrać tej roli. Z kilku względów. Po pierwsze jest bardzo wymagająca fizycznie, granie w ciężkiej zbroi jest sporym wyzwaniem. Po drugie część emocjonalna roli jest bardzo trudna. Cieszę się, że przez kilka ostatnich miesięcy zgłębiłem metodę Lee Strasberga i nauczyłem się pracować nad pamięcią emocjonalną. Było to bardzo przydatne i pokazało mi ile jeszcze mam przed sobą pracy i ile czeka mnie jeszcze nowych doświadczeń i nauki.


Gdy słyszę jak Olga, Tymon, Juliusz i Maciej zaczynają animować rycerza, jak rusza cała machina teatru, by ucieleśnić słowa, czuje wspaniałe emocje. Wiem, że za chwilę zrobię coś, co ma głębszy sens.

A jeśli nie wierzycie moim słowom, zapraszam na spektakl, myślę, że nie będziecie mieli wyboru i przyjdzie wam uwierzyć w słowa rycerza Szaławiły.


czwartek, 11 sierpnia 2011

Przygody Rycerza Szaławiły

Jak obiecałem, tak też czynię, 28.08.11 o 17.00 i 19.00 najbliższe spektakle z moim udziałem - "Przygody Rycerza Szaławiły", w których gram tytułową rolę.
wydarzenie na facebooku